wtorek, 4 maja 2010

Wielkomiejska prostytucja


Marysia (Krysia? Janka?) pochodzi z małego miasteczka. Zawsze wzorowa i perfekcyjna, świadectwa z paskiem od podstawówki, nic więc dziwnego, że dostała się na studia do Krakowa?/ Warszawy?/ Poznania? Ach, rodzice nie posiadają się ze szczęścia, rodzeństwo patrzy na nią z nabożnym respektem, sąsiedzi przychodzą z nieśmiałymi gratulacjami, starając się nie pokazać zazdrości. Marysia pakuje walizkę i z otwartym sercem rusza na podbój dużego miasta.

Walizka jest nowa, kupiona przez dumną babcię w najlepszym sklepie w miasteczku, do tego nieskazitelnie biała (także pachnąca nowością) bluzka i spódnica za kolano. Dziewczyna wysiada na dworcu i zachwyconym wzrokiem rozgląda się dookoła. Tak, to jest wielki świat, a od tej pory ona będzie jednym z elementów tego świata. Jej naiwna radość nie trwa jednak długo.

Po krótkiej chwili bowiem okazuje się, że dziewczyny wyglądają tutaj jakoś inaczej niż w jej miasteczku, mają buty w dziwnym kształcie, ostre makijaże, włosy w różnych kolorach tęczy, a przy tym są jakieś takie głośne, dużo krzyczą i patrzą na Marysię z pogardą albo z irytującym pobłażaniem. Marysia nie zraża się, tylko dzielnym krokiem rusza na rajd po sklepach (spódniczka wprawdzie w dalszym ciągu bardzo jej się podoba, ale głupio tak wyglądać inaczej niż wszyscy). Jej wrodzony optymizm szybko jednak gaśnie, bo okazuje się, że gdyby chciała sobie kupić jedną parę butów, podobną do tych, jakie widziała na ulicy
musiałaby wydać połowę pieniędzy, które rodzice zostawili jej na utrzymanie. Postanawia więc nie przejmować się bzdurami, ale powalczyć o szacunek. Dobrze się uczy, jest miła i uprzejma, ale na niewiele się to zdaje. Koleżanki z roku śmieją się z niej po kątach i pokazują palcem jej ubrania i dwa długie warkocze. Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia - okazuje się, że rodzice nie są zbyt życiowi i nie przewidzieli wszystkich kosztów związanych z życiem w wielkim mieście, w związku z czym przysyłają naszej Marysi o wiele za mało pieniędzy, a ona nie ma serca powiedzieć im, że sobie nie radz i - wie, że i tak dużo im zawdzięcza. Jest sama w dużym mieście, ledwo starcza jej na przeżycie, prosto z uczelni pędzi do akademika, gdzie absolutnie nie ma warunków do nauki. Jest coraz bardziej smutna i zdenerwowana.

I nagle pojawia się on. Idealnie skrojony garnitur, markowe buty, czterdziestka na karku. Jest miły, uprzejmy, dobrze wychowany i jak się tak dobrze przyjrzeć, nawet przystojniejszy od tego Piotrka, w którym Marysia kochała się przez całe liceum. Przysiada się w kawiarni, zagaduje w kolejce i proponuje kawę. Czarujący. Nieustannie zachwyca się tym, jak Marysia chodzi, jak się śmieje, jak się porusza, podaje jej płaszcz i przepuszcza w drzwiach. Zaczynają spotykać się regularnie, a on zaczyna kupować prezenty. I nagle w szafie Marysi pojawiają się te przepiękne buty, ta nieziemska sukienka, ten oszałamiający komplet biżuterii, a wieczorami Marysia nie siedzi już sama w akademiku. Jest gościem najbardziej znanych restauracji, kin i teatrów. Ten miły pan na początku nie żąda niczego w zamian - wydaje się, że przyjemność sprawia mu obsypywanie Marysi prezentami i komplementami.

Jednak wystarczy jedno nieśmiałe spojrzenie w oczy podczas kolejnego wspólnego obiadu i oszołomiona Marysia idzie z nim do hotelu i zanim zdąży pomyśleć - już jest po wszystkim. Marysia jednak nie żałuje, bo teraz pan jest jeszcze bardziej miły i chce spędzać z nią o wiele więcej czasu - także w hotelowych pokojach. Pan jest żonaty, ale Marysia nie wie, nie chce wiedzieć, albo zapomina o tym, gdy widzi jego błysk w oku i najnowszy model mercedesa, którym zajeżdża przed jej uczelnię. Jednym słowem pełna sielanka, którą pan kończy jednym zdaniem: ”Wiesz, mojej żonie generalnie nie przeszkadza mój tryb życia, ale ostatnio ma kłopoty z firmą i zrobiła się podejrzliwa. Musimy to skończyć. Ale jesteś bardzo miła, kupiłem ci mieszkanie i poleciłem cię mojemu koledze.” Marysia czuje się tak, jakby wyrwano jej pół serca, ale dlaczego? No przecież nie była zakochana! Nie umie jednak wyrzec się standardu życia, którego nauczył ją Pan, więc dzwoni do kolegi i historia zaczyna się od początku…

Oto prostytucja naszych czasów, przykryta zgrabnie słowem: sponsoring. To nie jest sprzedawanie się na rogu ulicy czy w domu z czerwonymi kanapami każdemu mężczyźnie, to układ pomiędzy dwojgiem dorosłych ludzi, przynoszący obopólne korzyści. To łatwe i proste pieniądze, to towarzystwo kogoś miłego, to plaga XXI wieku potwierdzająca teorię, że z każdej kobiety można zrobić prostytutkę, trzeba tylko umiejętnie ją podejść…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz